Ks. Kryża: Katolicy na wschodzie Ukrainy żyją w nieustannym napięciu



– Kościół katolicki na wschodzie Ukrainy jest „w drodze”, żyje w nieustannym napięciu, wszystko w każdej chwili może się zmienić. Ale jest też świadomość wsparcia ze strony Kościoła w Polsce – mówi KAI ks. Leszek Kryża TChr.

Dyrektor Zespołu Pomocy Kościołowi na Wschodzie zrelacjonował dziś biskupom na zebraniu plenarnym KEP swój wyjazd na wschodnią Ukrainę. Dwa dni temu wrócił z Mariupola i jego okolic. Odwiedził katolickie parafie, rozmawiał z duszpasterzami i wiernymi, przekazał niezbędną pomoc materialną. Ich potrzeby są najbardziej podstawowe, chodzi np. o fundusze na żywność i kupno lekarstw i środków medycznych.

– Gdyby chcieć opisać kilkoma słowami sytuację tamtejszych mieszkańców, to można powiedzieć, że jest to życie jak na dworcu kolejowym. Wszyscy są gotowi, by w każdym momencie poderwać się stamtąd do ucieczki. To się czuje na każdym kroku – relacjonuje ks. Kryża.

– Największym doświadczeniem tej sytuacji była dla mnie parafia w Mariupolu. Widziałem kaplicę, która wcześniej tętniła życiem, a dziś opustoszałą – nie tylko dlatego, że ludzi jest mniej, ale z powodu braku sprzętu liturgicznego, obrazów, a przede wszystkim Najświętszego Sakramentu w tabernakulum. Te znaki świadczą, że jest to taka parafia „w drodze”, tam wszystko w każdej chwili może się zmienić – powiedział KAI ks. Kryża.

W nieustannym napięciu żyją też sami ludzie i towarzyszący im duszpasterze. – Od żyjących tam Polaków usłyszałem, że doskwiera im nie tyle bieda materialna, choć i ona daje się mocno we znaki. Najbardziej dokuczliwe jest owo napięcie, ciągłe oczekiwanie: „wejdą, nie wejdą, a jeśli wejdą, to kiedy i jak to będzie wyglądało?”. Faktem jest, że ostatnie dni były spokojne. Księża wspominali, że wcześniej z powodu prowadzonych walk było wiele bezsennych nocy – podkreślił duchowny.

Ks. Kryża podkreśla, że jednym z największych problemów, z jakimi muszą sobie poradzić parafie, jest obecnie kwestia uchodźców, którzy uciekli z terenów wojennych, ale postanowili nadal żyć na terenie Ukrainy. – Wielu z nich codziennie trafia do parafii, pukając i prosząc o jakąkolwiek pomoc. Takich ludzi jest naprawdę dużo – zaznacza ks. Kryża.

Ks. Kryża odwiedził m.in. parafię katedralną w Zaporożu, którą zamieszkuje biskup pomocniczy diecezji charkowsko-zaporoskiej Jan Sobiło. Dzięki wsparciu niemieckiemu i ze strony Kościoła w Polsce parafia świadczy potrzebującym pomoc materialną. Polega ona na wypłacaniu jednorazowej zapomogi w wysokości 500 hrywien (ok. 70 zł), przeznaczonej dla matek z dziećmi. – Wystarcza ona na trzy tygodnie bardzo skromnego życia, za tę kwotę można kupić mniej niż podstawowe rzeczy. Byłem świadkiem, że już od świtu ustawiała się po tę pomoc kolejka – wyjaśnia ks. Kryża.

W takiej sytuacji są parafie nie tylko najbardziej zbliżone do linii frontu, ale i te, w których schronili się uciekinierzy z terenów objętych walkami. Ks. Kryża podkreśla, że chodzi zarówno o parafie rzymskokatolickie, jak i grekokatolickie i prawosławne. Każdy Kościół współuczestniczy w obejmowaniu opieką tych ludzi, niezależnie od pomocy państwa, która jest jednak niewystarczająca. – Myślę, że to jest teraz wielkie zadanie dla każdego z tych trzech Kościołów: umieć sobie poradzić z obecną sytuacją – dodaje ks. Kryża.

Kościół rzymskokatolicki ucierpiał głównie z powodu uchodźstwa wiernych, parafie opustoszały. – Gros parafii rzymskokatolickich stanowili ludzie polskiego pochodzenia. Wielu z nich miało Kartę Polaka, na podstawie której albo już wyjechali do Polski, albo przemieścili się w głąb Ukrainy, ale też z zamiarem wyjazdu do Polski – dodał.

Ks. Kryża podał przykład rzymskokatolickiej parafii w Ługańsku, która praktycznie przestała istnieć. Z kolei parafia w Doniecku gromadzi jeszcze kilka osób, ale sam kościół na wskutek ostrzału rakietowego został poważnie uszkodzony. W międzyczasie świątynia ucierpiała też z powodu włamania.

– Ci proboszczowie prowadzą teraz swoje parafie w rozproszeniu. To są małe wspólnoty, więc proboszczowie znają każdego parafianina z imienia i nazwiska, znają miejsce ich pobytu i odwiedzają ich, organizują dla nich pomoc, przewożą w różne miejsca, jeżdżą np. do lekarza – na tym polega teraz ich duszpasterstwo – powiedział kapłan. I znowu przytoczył przykład proboszcza z Doniecka, kontaktującego się z parafianami poprzez Skype`a, na którym zorganizował krąg biblijny. – W tej sytuacji, kiedy wydawałoby się, że potrzeba jedynie mieć co jeść i gdzie spać, on prowadził czat, na którym spotykało się osiem osób – podkreślił rozmówca KAI.

Jak ten szczególny czas przeżywają sami katolicy z Mariupola i okolic? – To jest dla nich czas ogromnej próby. Ale na tym polega siła takich niewielkich wspólnot: samych wiernych jest mało, ale ich wewnętrzna moc jest wielka. Byłem m.in. w Mariupolu, Berdiańsku, Zaporożu i Tawrijsku, wszędzie komentowaniu bieżącej sytuacji towarzyszyło stwierdzenie: „Wszystko w ręku Boga, Bóg nam dopomoże”. To nie były grzecznościowe hasła, w tych słowach czuło się przekonanie – powiedział ks. Leszek Kryża.

Zespół Pomocy Kościołowi na Wschodzie planuje wspólnie z Caritas Polska i Caritas ukraińską zorganizowanie w naszym kraju zbiórki na pomoc katolickim wspólnotom uchodźców z terenów wojennych. – Te rzeczy trzeba robić razem. Im więcej organizacji się w to włączy, tym lepszy będzie efekt akcji i gwarancja, że pomoc dotrze tam, gdzie powinna. Mam nadzieję, że będzie ona na tyle realna, że znowu będziemy mogli powiedzieć: „Pomagamy” – powiedział ks. Kryża.

– Wszędzie, gdzie byłem, słyszałem wielkie podziękowanie dla Polski i dla Kościoła w Polsce. To właśnie ofiarna pomoc i praca kapłanów i sióstr zakonnych sprawia, że tamtejsi mieszkańcy mają świadomość naszego wsparcia i tego, że Polska jest z nimi – dodał ks. Leszek Kryża TChr.

20150312 16:35
lk / Warszawa (KAI), mz
fot. PAP/EPA/SERGEY VAGANOV

Ostatnie wpisy



Życzenia Wielkanocne!



13 marca odbyły się obrady Rady Zespołu



Zaporoże